Soderbergh w kolejnym, po ,,Panaceum” filmie, daje wyraz braku zaufania służbie zdrowia - tym razem, by się nie powtarzać, w formie thrillera ubranego w cudzysłów. To, że fakt przystąpienia do jego realizacji, będąc wyposażonym jedynie w miniaturowy sprzęt, określił przełomem, podniosło temperaturę wokół filmu. Czy reżyser sprostał oczekiwaniom, które sam wygenerował? I tak, i nie.
Iphone’owa kamera u Soderbergha - w przeciwieństwie do Seana Bakera - zastosowana nie z konieczności, a z wyboru, przynosi odwrotny rezultat. Zamiast nadawać dynamikę wędrówkom bohaterów po rozpasanych ulicach Miasta Aniołów, skutecznie osadza oglądającego w klaustrofobicznym świecie protagonistki, dla której prawdziwym więzieniem jest dotknięty traumą umysł. A że główną osią ,,Niepoczytalnej” jest stalking, wybór medium, nad którym Soderbergh, nomen omen, rozwodził się w wywiadach, okazuje się trafny z formalnego punktu widzenia - orężem psychofana zazwyczaj bywa przecież telefon.
To właśnie uciążliwy prześladowca skłania Sawyer Valentini do przeprowadzki jak najdalej od Bostonu. Ambitną, a miejscami wręcz sztywną i antypatyczną finansistkę poznajemy w momencie, gdy dopiero oswaja się z nowym domem; bynajmniej, wcale nie załamuje rąk, dzieląc czas między biurową pracę a jednorazowe tinderowe randki. Jednak szereg autodestrukcyjnych zachowań, które u siebie zauważa, skłania ją do zasięgnięcia pomocy u pobliskiej pani psychiatry. Pracownica ośrodka kiwa głową, wsłuchując się w zwierzenia ufającej instytucji Sawyer, a następnie, owszem, postanawia pomóc, jednak nie do końca tak, jak życzyłaby sobie tego bohaterka - a mianowicie, umieszcza ją na obserwacji w szpitalu psychiatrycznym. Do odwołania.
W tym momencie zaczyna się znana już dobrze widzowi gra w kotka i myszkę pod tytułem: ,,Czy to ona, czy to świat oszalał?”. Z tym, że Soderbergh wcale nie zamierza nas zaskakiwać - zamiast tego z lubością odhacza kolejne schematy narracyjne znane z psychologicznych thrillerów, utartą fabułę traktując jako pretekst do zabawy z formą. Skutkuje to galerią postaci wprost wyjętych z typowego filmu pasma ,,Krainy dreszczowców”, tak typowych, że miejscami ocierających się komizm, czego - mając w pamięci jego podszyte humorem produkcje - nie sposób nie uznać za ruch świadomy. Nie zmienia to faktu, że i Juno Temple, i Joshua Leonard, i Claire Foy uwijają się w pocie czoła, by coś ze swoich postaci wykrzesać, co udaje się właściwie tylko tej ostatniej. Znana z ,,The Crown” aktorka swoją ekspresją wlewa w postać charakter, którego ewidentnie zabrakło na poziomie scenariusza. Jej wysiłki uwydatnia umożliwione przez telefoniczną kamerę nietypowe kadrowanie, pozwalające na uchwycenie niuansów, często umykających tradycyjnemu obiektywowi. Tym sposobem znów wracamy do kwestii telefonu - odnosząc coraz silniejsze wrażenie, że film to tylko techniczna wprawka. A przecież autor pamiętnego ,,Seksu, kłamstw i kaset wideo” (1989), poza ekscytacją rewolucją, którą przed nim zdążył wywołać niedofinansowany projekt Bakera, ujawnia w filmie zacięcie wnikliwego społecznego obserwatora.
Abstrahując od Iphone’a i przewidywalnej fabuły - która, mimo wszystko, dostarcza solidnej dozy guilty pleasure, a nawet szczypty napięcia - w filmie Soderbergha rezonują kwestie, które szerokim echem odbiły się ostatnimi czasy w amerykańskich mediach. Być może właśnie dzięki nieodkrywczej historii lepiej wybrzmiewa wątek nieuczciwości instytucji szpitala psychiatrycznego, który bez względu na faktyczne zapotrzebowanie fachowej pomocy wśród potencjalnych pacjentów, usiłuje za wszelką cenę zapełnić puste łóżka. Brzmi nieprawdopodobnie - ale właśnie taką praktykę niespełna dwa lata temu wykryto w szpitalach amerykańskiej sieci UHS. Można by machnąć ręką, że ,,takie rzeczy tylko w Ameryce”; z tym, że takich mrożących krew w żyłach przypadków niesłusznego umieszczenia w psychiatrycznej placówce znajdziemy też sporo na rodzimym podwórku.
W tym miejscu wypływa inne, bardziej zawoalowane szaleństwo, w którym z łatwością możemy doszukać się echa #meetoo. Soderbergh w pokręcony, hiperbolizowany sposób ucina sceptyczne pytania, które pojawiały się wielokrotnie wśród opinii publicznej w kontekście wyznań molestowanych kobiet: czemu nie mówiła o tym wcześniej? Koszmar Sawyer, której nie wierzy nikt, którą zawodzą uwikłane w układy instytucje, i która, wreszcie, sama zaczyna wątpić w swoją rację, wizualizuje powody, powstrzymujące ofiary od ujawniania swoich traum. I choć mamy tu do czynienia ze stalkingiem, a nie przemocą na tle seksualnym, komunikat wydaje się jasny. Świat oszalał ewidentnie, i choćby po to, by sobie o tym przypomnieć, warto sięgnąć po ,,Niepoczytalną” - nawet jeśli odgadnięcie kolejnych twistów jest dziecinnie prostym rebusem, a zachwalany przez reżysera przed premierą ,,efekt weluru” okazuje się zwykłym ziarnem.
Magdalena Narewska