Image
fot. kadr z serialu

To zastanawiające, że reboot kreskówki dla nastolatków spotyka się z tak szeroką dyskusją, a nawet znaczącą kontrowersją. „Chilling Adventures of Sabrina” – nowa produkcja platformy Netflix – opowiada losy nastoletniej czarownicy. Jednak zamiast radości z nostalgicznego powrotu do dzieciństwa nasuwa się pytanie – czy nowa Sabrina jest tak feministyczna, jak może nam się wydawać?

Dyskusję wokół Sabriny zdominował właśnie kontekst feministyczny. Netflix przyzwyczaił już widzów oraz widzki do prokobiecych produkcji. Było „Orange is the New Black” (2013-), „Glow” (2017-), a także takie bohaterki jak Diane („BoJack Horseman”, 2014-), Mickey („Love”, 2016), czy Alysson („The End of the F***ing World”, 2017-). Większość netflixowych bohaterek opiera się na schemacie pewnej siebie, wolnej, niezależnej kobiety, niepozbawionej jednak słabości, chimer i wątpliwości. Taka jest też Sabrina (grana przez piękną, prawie już dorosłą Kiernan Shipkę, w której jednak ciągle widzę młodziutką Sally Draper). To właśnie w owym modelu postaci można by się dopatrywać pierwszego problemu. Skoro obecność autonomicznej podmiotki została oswojona to czy twórcy seriali nie powinni zrobić czegoś więcej niż tylko posługiwanie się wytartą już formułą netflixowej bohaterki? Jednak krytyka serialu skupiła się na zupełnie innym aspekcie. Twitter zasypywany jest pytaniami pokroju – skoro Sabrina jest taka feministyczna, to czemu serial uprzedmiatawia bohaterkę ukazując wiele zbliżeń na jej ciało? Czy ten wojeryzm nie seksualizuje aż nadto młodej bohaterki/aktorki?
 

To prawda, że już w pierwszym odcinku widzimy dwie sceny bohaterki w wannie. Jednak w najmniejszym stopniu nie są to ujęcia, które seksualizują młode ciało dziewczyny. Mam wrażenie, że większy problem jawi się na poziomie fabuły. Serial przedstawia losy 15-letniej dziewczyny, która zbliża się do tak zwanego „mrocznego chrztu”, czyli specjalnej ceremonii, podczas której zostanie wprowadzona do kościoła Szatana oraz odziedziczy magiczne moce. Nastolatce, która ma oczywiście zwyczajne życie, ciężko jest się pogodzić, że tę niemagiczną rzeczywistość będzie musiała wkrótce porzucić. Tak naprawdę, Sabrina nie ma prawa głosu, jej przeznaczenie jako czarownicy jest odgórne, nakazane, wiążące się z długoletnią tradycją. Owo przeznaczenie odbiera Sabrinie wolną wolę oraz pełne prawo do podejmowania własnych decyzji. Chociaż w serialu obserwujemy odwagę bohaterki podczas ostrej dyskusji z dyrektorem liceum, w której próbuje zwrócić uwagę na problem prześladowania seksualnego w danej placówce, to już w starciu z wiedźmami i własnym życiem nie potrafi sobie poradzić. W napiętej atmosferze politycznej, w której chciałoby się kobietom zamknąć usta i sprawić, by zapomniały kim były sufrażystki, bohaterka która nie ma do końca prawa głosu, nie jest najlepszym wyborem.


Serialowe wątki skupiają się również na prowolnościowych akcentach. Sabrina walczy przeciwko zinstytucjonalizowanemu rasizmowi i seksizmowi, które panują w jej szkole. Jest w tym bezwzględna i odważna, szczególnie wtedy, kiedy mści się na homofobicznej grupie piłkarzy, gdy ci zaatakowali jej androgyniczną przyjaciółkę Susie. Jednak faktycznie kłóci się to wydźwiękiem innych scen. Na przykład ze sceną „mrocznego chrztu”, w której Sabrina ubiera dziewiczą białą suknię, następnie (po rozkazie jednego z bohaterów, ojca Blackwooda), rozbiera się, by ostatecznie klęknąć przed nim w jedwabnej koszuli nocnej. Sceny rytuałów w serialu seksualizują ciało Sabriny, co wydaje mi się szczególnie opresyjne, przez wzgląd na to, iż to właśnie w tej magicznej sferze dziewczyna nie ma prawa głosu. Jeśli był to zamierzony zabieg, to cóż, jest on zdecydowanie przemocowy.
 

Nieco bardziej przesadzone są zarzuty dotyczące domniemanej kontrowersyjności serialu. W siódmym odcinku pojawia się scena szalonej, pijackiej imprezy, podczas której kilka osób leży razem na podłodze - widać, że wypili już dużo, wszyscy się dotykają i całują. Sabrina przerywa im tę „zabawę”, jednak szybko zostaje wygoniona z pokoju przez imprezujących. Głos w sprawie tej sceny zabrało już wiele osób, między innymi przedstawiciel chrześcijańskiej organizacji Family Research Council.


„Przejmowanie niegdyś pełnych humoru komiksowych postaci i przekształcanie ich w groźnych i nadmiernie seksualizowanych bohaterów telewizji to niebezpieczny i niepokojący trend. Ciemne i okultystyczne elementy serialu same w sobie są wystarczającym sygnałem dla rodziców, że ich dzieci – w tym nastolatki – powinny trzymać się jak najdalej od tej produkcji. Szczyt wszystkiego został osiągnięty wraz z pokazaniem rzeczywistej orgii na ekranie i jeżeli komuś wydaje się, że fakt, iż nastolatkowie są w bieliźnie, jest w porządku, radzimy zastanowić się nad tym jeszcze raz. Tego typu treści nie są odpowiednie dla nikogo, a zwłaszcza dla nastolatków, w których serial celuje.”
 

Zastanawiam się skąd, po trzech generacjach „Skinsów”, takie zaskoczenie owym „skandalem”. Oczywiście, proces dojrzewania nie zawsze przebiega tak burzliwie, jak u bohaterów serialu „Skins” (na szczęście), jednak jest to przecież okres odkryć, buntu, poszukiwań, wszelkich pierwszych razów. Mam wrażenie, że to właśnie te krytykujące głosy próbują ostatecznie odbierać Sabrinie wolność. Każą jej dorastać według własnych ustalonych schematów, według własnej, arbitralnej moralności. Zamiast zastanawiać się, czym powinna zajmować się 16-letnia dziewczyna, a czym nie, kiedy powinna być w bieliźnie, a kiedy ubrana, może lepiej pozwolić jej wybierać samej. Już Arielce odbierano głos, pozwólmy więc Sabrinie dorastać tak, jak chce.

Julia Smoleń