Image
fot. kadr z filmu "Przeczucie"

Tajemnicze potwory z filmu „Nie otwieraj oczu” nie mają ostrych szponów, kilku rzędów zębów i pokrytego łuskami ogona jaszczurki. Mają za to niezwykłą moc przerażania, która doprowadza do szaleństwa i samobójstwa każdego, kto je zobaczy. Jedyny ratunek to zamknąć oczy.

Malorie, główna bohaterka filmu „Nie otwieraj oczu” grana przez Sandrę Bullock, początkowo ignoruje doniesienia o nowym niebezpieczeństwie, jakie grozi światu. Przychodzi jej to wyjątkowo łatwo, bowiem pierwsze wiadomości dotyczą przede wszystkim odległych rosyjskich ostępów i mogą przecież być zwykłymi fake newsami. Kiedy jednak wieści o tracących zmysły ludziach przychodzą z pobliskich stanów, kobieta zaczyna rozumieć, że zagrożenie przestało być czysto teoretyczne. Wraz z siostrą (w tej roli Sarah Paulson) barykadują się w domu i od tej pory ściśle kontrolują, gdzie kierują swoje spojrzenia. Okazuje się bowiem, że groźne, zagrażające ludziom stwory, działają przede wszystkim za pośrednictwem zmysłu wzroku. Przypominają w tym naszego rodzimego Bazyliszka – z tą tylko różnicą, że zamiast zamieniać patrzącego w kamień, powodują u niego skrajne szaleństwo i zmuszają do samobójstwa.

„Nie otwieraj oczu” z opisu przywodzi na myśl niedawne „Ciche miejsce” (2018), w którym śmierć sprowadzały dźwięki. Jednakże zadanie stojące przed twórcami nowej produkcji jest znacznie trudniejsze niż w przypadku filmu Johna Krasinskiego. O ile kino może obyć się bez dźwięku, a cisza jest niezwykle potężnym narzędziem do sterowania emocjami, o tyle film pozbawiony obrazu jest zdecydowanie mniej interesujący. Ciekawe, jak z tym wyzwaniem poradzi sobie reżyserka Susanne Bier, która już nie raz dowiodła swojego zawodowego kunsztu. Na koncie ma cały zestaw nagród: Oscara, Złoty Glob, Emmy, Europejską Nagrodę Filmową, a do jej najważniejszych filmów należy m.in. „Tuż po weselu” (2006), „W lepszym świecie” (2010) i „Wesele w Sorrento” (2012). Reżyserka zadebiutowała niedawno także na małym ekranie klimatycznym serialem „Nocny recepcjonista” (2016) z Tomem Hiddlestonem w roli głównej. W pracach nad „Nie otwieraj oczu” towarzyszył jej scenarzysta Eric Heisserer, znany z filmów „Nowy początek” (2016) i „Kiedy gasną światła” (2016). To właśnie jego zadaniem było dostosowanie oryginalnego tekstu książki Josha Malermana „Nie otwieraj oczu” do wymagań filmowej adaptacji.

Jak zaznacza w wywiadach Bier, „Nie otwieraj oczu” będzie bardziej thrillerem niż horrorem. Reżyserkę w opowiadanej historii interesowała przede wszystkim nietypowa apokalipsa, jaka dotyka filmowy świat. – W innych filmach apokaliptycznych koniec świata jest spowodowany często jakąś katastrofą naturalną, ale tutaj, pochodzi on z wnętrza człowieka. Uznałam to za przerażające, ale też niezwykle interesujące – przyznaje w wywiadach. Inny temat, jaki szczególnie zaintrygował reżyserkę, to konstrukcja głównej bohaterki. Jak ostrzega Bier, niełatwo jest polubić Malorie. To twarda, zdecydowana kobieta, zdeterminowana by walczyć o przetrwanie dla siebie i znajdujących się pod jej opieką dzieci. Jej macierzyństwo nie jest jednak typowe. Bohaterce zdarza się wyrażać niechęć i opór wobec konieczności przyjścia na świat nowego życia, nie odnajduje się też w roli matki i opiekunki.

„Nie otwieraj oczu” miało mieć swoją oficjalną premierę 12 listopada na Festiwalu American Film Institute, jednak uroczystość została odwołana ze względu na szalejące w Kalifornii pożary, które dotknęły także wielu przedstawicieli branży filmowej. Film został zaprezentowany ostatecznie w ten sam dzień, ale w znacznie mniej odświętnej oprawie. Polscy widzowie będą mogli się przekonać o sile jego oddziaływania ze sporym opóźnieniem – „Nie otwieraj oczu” pojawi się na platformie Netflix dopiero 21 grudnia.

Kaja Łuczyńska