Image
fot. kadr z filmu "Maria. Królowa Szkotów"

Trzy małżeństwa, z których żadne nie dało jej szczęścia. Dwie korony, ale każda uwierająca skronie. Jedna rywalka, która zaprowadziła ją na szafot. Maria Stuart nieźle namieszała w historii (choć może to ta druga, miast być nauczycielką, znacznie bardziej pogmatwała jej własne życie). A czy „Maria, królowa Szkotów” już wkrótce na dobre zasiądzie na tronie władczyni box office’u?

Film przybliża losy charyzmatycznej postaci, która zapisała się na kartach historii jako jednostka niezwykle tragiczna. Mając zaledwie 6 dni, Maria Stuart została królową Szkocji. To jednak niejedyny tytuł szlachecki w jej karierze – jako szesnastolatka była już także władczynią Francji. Po dwóch latach rządów, które współdzieliła z mężem Franciszkiem II, owdowiała i – sprzeciwiając się tym samym tradycji - wróciła do rodzinnego kraju, by odzyskać panowanie. Zarówno Szkocja, jak i Anglia podlegały jednak wówczas Elżbiecie I. Dwie silne, odważne i mądre kobiety bezustannie ze sobą rywalizowały – zarówno na polu prywatnym, jak i w starciu o koronę.

Dzieło, które światową premierę miało 8 listopada, wygląda i brzmi wspaniale. Nic w tym dziwnego, skoro za sterami kamery - John Mathieson, autor zdjęć do kilku filmów Ridleya Scotta, w tym – „Gladiatora” (2000). W klawisze fortepianu uderzał zaś sam Max Richter. Ta niesamowita, pełna namiętności opowieść ma jednak twarz trzech kobiet. Produkcję z Saoirse Ronan w roli Marii Stuart oraz z Margot Robbie jako Elżbietą I wyreżyserowała bowiem Josie Rourke, uznana reżyserka teatralna, dla której będzie to debiut na dużym ekranie. Scenariusz wyszedł spod ręki Beau Willimona, twórcy „House of Cards” (2013-2018). Nieprzypadkowo wspomagał go Michael Hirst, który kręcił się w pobliżu już niejednego średniowiecznego tronu – to jemu zawdzięczamy „Elizabeth” (1998) z niezapomnianą rolą Cate Blanchett czy kultową w pewnych kręgach „Dynastię Tudorów” (2007-2010) z Jonathanem Rhysem Meyersem.

„Maria, królowa Szkotów” to oczywiście nie pierwsza próba ożywienia na ekranie tej niezwykłej postaci. Wcielała się już w nią sama Katharine Hepburn u Johna Forda w 1936 roku, a ostatnio w 2013 roku powstała szwajcarska wersja historii. Tym razem wybory obsadowe, stawiające na pierwszoligowe aktorki młodego pokolenia, mogą przywoływać na myśl inny duet z epoki wzięty, a mianowicie – Scarlett Johansson i Natalie Portman, które na przemian kusiły Henryka VIII w „Kochanicach króla” (2008). Nowa produkcja zapowiada jeszcze bardziej wyrazisty, feministyczny pojedynek. O tym, że Ronan świetnie sprawdza się w rolach kostiumowych, przekonuje choćby jej występ w „Mewie” (2018) na podstawie dramatu Czechowa. Robbie w historycznym anturażu zobaczymy po raz pierwszy.

Pierwsze recenzje są entuzjastyczne. Krytycy zachwycają się niesłychanie wiarygodnym portretem epoki i chwalą zmysł Willimona, który umiejętnie przenosi w XVI wiek swój talent i doświadczenie snucia politycznych knowań, nabyte podczas projektowania kolejnych intryg, jakie zagnieździł w umyśle Franka Underwooda. Na polską premierę filmu musimy poczekać do przyszłego roku. Saoirse Ronan i Margot Robbie stoczą aktorski pojedynek na naszych rodzimych ekranach 25 stycznia 2019.

Monika Żelazko