Trzykrotnie nominowanego do Oscara aktora aktualnie można oglądać w filmie Rona Howarda „Han Solo: Gwiezdne wojny – historie”, z którego recenzji wyłania się obraz produkcji balansującej na granicy sukcesu bez fajerwerków i umiarkowanej klapy. Bohater Harrelsona, Tobias Becktett, jest mentorem młodego Hana, któremu nie kończą się ani pomysły na kolejne napady, ani, wątpliwe moralnie, życiowe rady. Co ciekawe, Woody'emu z „Lost in London”,autobiograficznego filmowego eksperymentu, również z prawem niekoniecznie po drodze...
Projekt Harrelsona z 2017 roku nie przedostał się do kinowego mainstreamu ze względu na swoją specyficzną, choć może raczej należałoby powiedzieć „rewolucyjną”, formułę. Debiutujący w roli reżysera aktor postanowił bowiem nakręcić film, który byłby transmitowany na żywo w kinie i – jak już wiemy – z powodzeniem doprowadził do premiery tego tyleż wariackiego, co brawurowego przedsięwzięcia. Na ekranie pojawia się trzydziestu aktorów, a akcja toczy się w trzynastu różnych miejscach w Londynie. Piszę w czasie teraźniejszym, ponieważ film, ku uciesze nie tylko fanów Harrelsona, ale także miłośników narracji eksperymentalnych, został zarejestrowany i obecnie można go legalnie (za stosowną opłatą) obejrzeć w sieci.
Scenariusz opiera się na autentycznych wydarzeniach z pewnej tragikomicznej nocy. Cofamy się do Londynu z pierwszej dekady XXI wieku. Aktor wdaje się w konflikt z taksówkarzem, który stanowi preludium do serii nawet nie tyle niefortunnych, ile zwyczajnie absurdalnych zdarzeń. Co ciekawe, rozchodzi się o...popielniczkę na tylnym siedzeniu, którą – zdaniem kierowcy – uszkodził pasażer, wracający z próby do spektaklu „On a a Average Day”. Woody zostaje aresztowany, z więzienia wychodzi za kaucją i próbuje wrócić do domu, ale to, wbrew pozorom, okazuje się zaskakująco trudne, co tylko potęguje komizm całej sytuacji, która w rzeczywistości do najśmieszniejszych nie należała. Tego samego dnia jeden z tabloidów opublikował boweim artykuł, który przedstawiał aktora w skandalicznym świetle. Z czasem jednak Harrelson zobaczył we wspomnieniach z tej nocy historię układającą się w swoistą afirmację życia, którą postanowił przekształcić w rodzaj miłosnego listu do swojej żony.
W filmie występuje – między innymi – przyjaciel reżyser, Owen Wilson. Co ciekawe, początkowo Harrelson tworzył jego postać z myślą o Leonardo DiCaprio, z którym spędził tamtą felerną noc, ale nie bardzo wiedział, jak wpisać ich spotkanie w komediowy scenariusz. Jak sam mówi – „dopiero kiedy zacząłem rozważać zaangażowanie Wilsona, to wszystko złożyło się w całość”.
Największym wyzwaniem dla twórców „Lost in London” okazały się jednak kwestie techniczne, związane ze skomplikowaną naturą transmisji na żywo. Podczas przedpremierowej próby kamera kilkukrotnie straciła sygnał, a ponadto – co doprowadziło napięcie do ekstremum – pojawiło się zagrożenie, że w dniu pokazu zamknięty będzie londyński Waterloo Bridge, czyli najważniejsza w całym projekcie przestrzeń. Mimo że ostatecznie most otworzono właśnie w noc transmisji, aktorzy niejednokrotnie musieli improwizować, by ratować scenariusz, którego realizację utrudniały czynniki od twórców niezależne. Największym bohaterem całej produkcji Harrelson nazywa operatora kamery, którego na koniec pracy oddał w ręce masażystki (100-minutowa opowieść została nakręcona w jednym ujęciu, w ekstremalnych przecież warunkach). Efekt można pobrać lub wypożyczyć z iTunes.
Alicja Muller