Image
Kadr z filmu "Kochając Pablo, nienawidząc Escobara"

Film Fernando Leóna de Aranoi „Kochając Pabla, nienawidząc Escobara” trudno byłoby nazwać porywającą biografią narkotykowego króla (Javier Bardem) i jego kolumbijskiego imperium – zbyt wiele tu bowiem skrótów i uproszczeń, a cała opowieść właściwie tylko w niewielkim stopniu różni się od tej, którą zapisano w Wikipedii. Niemniej – jak to mówią – diabeł tkwi w szczegółach, a do tych w obrazie hiszpańskiego reżysera należy sama perspektywa, z której poprowadzona zostaje narracja. Narratorką jest tutaj bowiem Virginia Vallejo (Penélope Cruz) – kochanka Pabla i autorka książki, na której motywach oparto scenariusz.

Reżyser świadomie rezygnuje z ujęcia całościowego, by skomponować swoją opowieść z fragmentów, scen-obrazów, w których centrum znajdują się nie tyle kulisy zbrodniczej działalności Escobara i jego wspólników, ile postać Pabla-kochanka. Co jednak istotne, nie oznacza to, że mamy tutaj do czynienia ze złożonym portretem psychologicznym tytułowego bohatera. Wręcz przeciwnie – wyłaniający się ze wspomnień Virginii mężczyzna wydaje się przede wszystkim produktem jej wyobraźni, postacią przepuszczoną przez filtr subiektywnego doświadczenia kochającej i nienawidzącej jednocześnie kobiety. Być może to dlatego Escobar w wydaniu Bardema jest tak skrajnie przegięty i groteskowy. Aktor przeistacza legendę w jej parodię, co idealnie wpisuje się w estetykę całego filmu, w którym naturalistyczne sceny okrucieństwa łączą się z obrazami utrzymanymi w poetyce kiczu z jednej i groteskowej makabry z drugiej strony.

Cruz w kreowaniu swojej bohaterki – dziennikarki i celebrytki, świadomie korzystającej z właściwego sobie uroku – używa równie przejaskrawionych środków. W jej wydaniu Virginia staje się groteskowym ucieleśnieniem kobiecej kokieterii; postacią, która życie traktuje przede wszystkim jako scenę. Kochanka Pabla nie jest jednak pozbawiona siły sprawczej. Jednocześnie realizuje patriarchalny schemat kobiety-ozdoby i niejako rozsadza go od środka, co sprawia, że film de Aranoi wymyka się pułapkom banału, choć do oryginalności również mu daleko.

Cruz i Bardem reprezentują aktorstwo, by tak rzec, programowo złe – ich kreacje są przegięte i karykaturalne, ale zaskakująco spójne. Nie sposób mówić tu zatem o spektakularnej klęsce w próbie zbudowania postaci autentycznych, bo ta – jak się zdaje – w ogóle nie została podjęta. „Kochając Pabla, nienawidząc Escobara” to przede wszystkim reżyserska wariacja na temat legendy kolumbijskiego barona, a nie klasyczna opowieść biograficzna, co dałoby się obronić, gdyby nie sama konstrukcja filmu, która wskazywałaby na to, że w jego centrum stanie dramat Virginii, staczającej się na dno karierowiczki, a ten zostaje stłamszony rozhulaną formą.

Alicja Muller