Image
Iain Cooke

Nadzoruje oprawę muzyczną do filmów i seriali, a na koncie ma między innymi mroczną produkcję kryminalną „Luther” z Idrisem Elbą w roli głównej. Skromnie o byciu music supervisorem opowiada Brytyjczyk Iain Cooke, dwukrotny laureat nagrody „Kierownika muzycznego roku” przyznawanej podczas Music Week Sync Awards.

Jakub Hospod: Jak wiesz, jednym z głównych tematów, które towarzyszą tegorocznemu CANAL+ SerialCon są wpływy music supervisorów na filmy i seriale. Wiele osób zaznajomionych z medium filmowym bądź serialowym nigdy nie słyszało o takiej roli i zastanawia się jak w ogóle do tego doszedłeś.
Iain Cooke: Uważam, że podobnie jak w przypadku większości ludzi była to kwestia szczęścia. Mam zaplecze w branży muzycznej, pracowałem w wydawnictwach i przy nagraniach – zawsze byłem blisko tego tematu. W pewnym momencie zaoferowano mi, abym pomógł BBC w jednym z ich projektów, który wykorzystywał sporo współczesnej, niestandardowej muzyki. Oczywiście to zrobiłem i okazało się, że naprawdę podoba mi się ten rodzaj pracy. Zacząłem robić to jako hobby ciągle mając na uwadze moją główną profesję, jednak po dwóch lub trzech latach zdecydowałem dać temu szansę na poważnie i zostałem music supervisorem freelancerem.

Z tego co mówisz wynika, że zostałeś supervisorem przez przypadek. A czy da się porównać proces zostawania music supervisorem ze stawaniem się, na przykład reżyserem?
- Pewnie, chociaż są to zupełnie dwie różne sprawy. Nie sądzę, aby większość reżyserów stała się reżyserami przez przypadek. Uważam, że ten kierunek pracy w branży filmowej jest zdecydowanie bardziej określony, bardzo konkretny. Historycznie większość music supervisorów została nimi tak, jak ja – zajmując się przemysłem muzycznym, ale nie jest to w żadnym stopniu reguła czy warunek. Droga do zostania music supervisorem może wyniknąć z wielu innych ścieżek, które ludzie sobie obierają.

Uważasz więc, że każdy może zajmować się tym, co ty?
- No jasne! Ten zawód jest bardzo intuicyjny, musisz tylko rozumieć jak dzieło muzyczne może wpływać na obraz oraz opowiadaną historię. Myślę, że tego można się nauczyć, choć część ludzi ma swojego rodzaju intuicję. Czy słuchając muzyki wyobrażasz sobie konkretne sceny z własnego filmu? Właśnie o to chodzi. To jest umiejętność, którą oboje posiadamy. Inną bardzo ważną sprawą, która wiąże się z rolą music supervisora jest rozumienie praw, które obejmują muzykę w ten sposób, aby używać jej w sposób jak najbardziej legalny. To jest równie istotne, co kreatywność.

Jak sam powiedziałeś, praca, którą wykonujesz niesamowicie determinuje dzieło filmowe. Audiowizualna całość jest niezwykle plastyczna. Jeden utwór potrafi całkowicie zmienić perspektywę widza i to jak interpretuje historię. Zastanawiam się czy w związku z tym masz moment, w którym zdajesz sobie sprawę z tego jak kluczowa jest twoja rola?
- To zabawne i dość przewrotne, ponieważ zarówno ja jak i moi koledzy po fachu nie zastanawiamy się jaka będzie reakcja publiczności. Pracujemy w małych zespołach, w których wszyscy się znają. Traktujemy siebie i swoją pracę jako część większego przedsięwzięcia. Proponujemy własne pomysły i rozwiązania, ale nie jesteśmy w tym osamotnieni. Jest przecież reżyser, producent, montażysta czy scenarzyści. Wszystkim chodzi coś po głowie i ze sobą współpracujemy. Jako supervisor nie myślisz o swoim wpływie na dzieło, tylko skupiasz się na tym, aby pomóc reżyserowi w jak najlepszy sposób opowiedzieć historię. A później mieć nadzieję, że wasza praca spodoba się wielu ludziom, którzy pokochają film lub serial.

Czy pomimo poczucia “jedności” miałeś jakieś spięcia z reżyserem lub producentami?
Zdecydowanie to się zdarza, ale w tej pracy musisz być naprawdę dobrym rozmówcą. Są momenty, gdy z całym przekonaniem wierzę w to, że utwór, który wybrałem jest tym właściwym i w związku z tym miałem kilkudniową potyczkę z reżyserem. Ale tego typu doświadczenia są bardzo ważne i potrzebne, ponieważ w jakiś sposób nas kształtują i pozwalają zrozumieć swoje intencje. Music supervisor ma na celu zrozumieć wizję reżysera i wszystkimi dostępnymi środkami ją wesprzeć. Jedną z cięższych sytuacji jest ta, w której reżyser jest naprawdę bardzo mocno związany ze znanym mu utworem, a ty starasz przekonać się go do wykorzystania czegoś nowego lub po prostu mniej znanego. Czasem to wszystko ma na celu doprowadzenie do sytuacji, w której reżyser na spokojnie siada z takim kawałkiem i zakochuje się w nim podobnie jak ty. To niezwykle ważne, aby słuchać siebie nawzajem a dynamika, o której wspomniałem jest niezwykle interesująca.

A jaki zespół jest marzeniem każdego reżysera?
- Oczywiście, że The Rolling Stones! Ale poza klasyką rocka jest wiele kapel, które są popularne. Jedną z nich jest The Heavy. W tej branży jednak sporo się zmienia, ponieważ sama muzyka ulega przekształceniom i ciągle pojawia się coś nowego. Sześć lat temu był szał na The Black Keys i każdy chciał wykorzystać ich muzykę w swoim filmie lub serialu. Rzecz w tym, że Stonesi, The Heavy i The Black Keys mają pewną cechę wspólną, która czyni ich tak popularnymi. Chodzi tu o pewien specyficzny, własny typ energii i luzu, który oferują.

Miałeś kiedykolwiek uczucie olśnienia? Mam na myśli ten moment, gdy jadąc metrem, siedząc przy kawie lub w pubie słyszysz w tle jakąś piosenkę i myślisz sobie: „cholera, to naprawdę świetny kawałek do projektu, nad którym właśnie pracuję!”
- Pewnie, to się dzieje cały czas! Zawsze noszę przy sobie długopis, aby w takiej sytuacji zapisać tytuł lub fragment tekstu na dłoni. Bardzo ważne jest, aby chłonąć muzykę ze swojego otoczenia. Ludzie zajmujący się muzyką zawsze są na nią wyczuleni, nieważne, w jakim miejscu na Ziemi się znajdują.

Na sam koniec nieskromne pytanie. Czy twoim zdaniem music supervisorzy mogą być nazwani „cichymi bohaterami” filmu lub serialu? Bądź co bądź słyszy się o nich naprawdę mało.
- Wiesz, uważam, że music supervisorzy podobnie jak kompozytorzy są naprawdę wielkimi szczęściarzami, ponieważ mamy dostęp do pewnej intymnej części natury człowieka. Chodzi mi o to, że wkraczamy na pole, które może niezwykle emocjonować i zapadać w pamięć. Ale to, co jest najważniejsze i najbardziej mi imponuje, to bycie częścią wspaniałej ekipy. Naprawdę masa świetnych ludzi przyczynia się do tego, aby uczynić świat przedstawiony filmu czy serialu przekonującym. Nie sądzę, że będąc w grupie tak tylu genialnych ludzi ktokolwiek przywiązuje wagę do bycia "cichym bohaterem".

 

Rozmawiał: Jakub Hospod