Image
fot. materiały prasowe

Nie minęło dużo czasu od kwietniowej premiery „Wyspy psów” Wesa Andersona, a już wiadomo, że ekscentryczny reżyser planuje pracę nad kolejnym filmem. Nowa produkcja kręcona będzie w Angouleme – francuskim mieście położonym w Nowej Akwitanii.

Wygląda na to, że 2019 rok będzie więc należeć do Wesa Andersona. Jego ostatni film – pełnometrażowa animacja „Wyspa psów” - jest mocnym kandydatem do oscarowych nominacji. Nie tylko w kategorii animacji, ale również za scenariusz oryginalny. Także w 2019 roku, w lutym, reżyser rozpocznie pracę nad swoim 10. filmem, jednocześnie wkraczając w swój 23. rok tworzenia kina.

Zarówno na temat fabuły filmu, jak i jego obsady, nie podano jeszcze żadnych szczegółów. Można się jednak spodziewać, że Anderson – od kilku lat mieszkający w Paryżu – osadzi akcję we francuskich realiach. Reżyser nie raz współpracował z francuskimi aktorami – na planie spotkał się z między innymi Leą Seydoux oraz z Mathieu Amalric’em. W najnowszym filmie twórcy „Kochanków z księżyca” z pewnością nie zabraknie również Billa Murray’a, który ostatnio powiedział, iż na każdą propozycję Andersona odpowiada automatycznie – tak. Przypomnijmy, że Murray pojawił się w każdym filmie amerykańskiego reżysera, poza jego debiutem – „Bottle Rocket” z 1996 roku.

W przypadku filmów Andersona szczegóły dotyczące fabuły filmu nie są najbardziej istotne. Doskonale wiemy, że sama treść konkretnej historii w jego twórczości jest sprawą raczej drugorzędną. To styl, a także niesamowite wyczucie odnajdywania zapomnianych piosenek sprawiają, że jego filmografia staje się bezwzględnie oryginalna oraz nie do podrobienia. Jednak, bez wątpliwości, filmy Andersona są do siebie bardzo podobne, może nawet powoli tworzą kolaż obrazów, z których nie sposób sobie przypomnieć konkretnych opowieści. Czy kolejny film o zagubionych outsiderach znuży nawet najwierniejszych fanów reżysera? A może Anderson swoim dziesiątym filmem absolutnie zaskoczy publiczność? Ciężko jest jednak uwierzyć, żeby twórca zrezygnował ze swoich chwytów. Mimo tego, że większość najbardziej ekstatycznych zachwytów pozostanie przy „Grand Budapest Hotel” (2013), „Kochankach z Księżyca” (2012), czy starszego „Genialnego klanu” (2001), dobrze będzie znów zanurzyć się krainie smutnych hipsterów, którzy na co dzień robią kolczyki z owadów, malują oczy na niebiesko i włóczą się po intensywnie kolorowym świecie.

Julia Smoleń