Image
fot. kadr z filmu "Zakochani w Rzymie"

Dla większości z nas wakacje są już tylko wspomnieniem, a powrót do szkół i biur stał się jak najbardziej aktualnym wyzwaniem. Nie wszyscy jednak rzucą się z powrotem w wir pracy. Po 45 latach nieustającej działalności reżyserskiej, na przymusowy urlop udał się Woody Allen, a jego najnowsze projekty stanęły pod poważnym znakiem zapytania.

Od niepamiętnych już czasów, każdy kolejny rok oznaczał nowy film Woody’ego Allena. Ich obecność w kinowym repertuarze była tak pewna, jak codzienny wschód słońca, a spadająca jakość wcale nie przeszkadzała reżyserowi w dalszej, konsekwentnej pracy. „Na karuzeli życia” (2017), „Śmietanka towarzyska” (2016) czy absolutnie bezsensowny „Nieracjonalny mężczyzna” (2015) znacząco odbiegały od poziomu genialnego „Zeliga” (1983) czy kultowej już „Annie Hall” (1977), ale cieszyły się (przynajmniej umiarkowaną) popularnością wśród widowni. Wygląda jednak na to, że odwieczna zasada „co rok to Allen” przestanie wkrótce obowiązywać.

Wszystko ze względu na zarzuty o molestowanie, jakie wobec reżysera wystosowała jego adoptowana córka, Dylan Farrow. O możliwości popełnienia przestępstwa przez Allena mówiło się już od 1992 roku, jednak dopiero na fali ruchu #MeToo zarzuty zyskały nową energię i zaczęły mieć fundamentalny wpływ na karierę reżysera, a przede wszystkim na jego najnowszą produkcję „A Rainy Day in New York”. Choć zdjęcia do niego już dawno się skończyły, a film czeka już właściwie tylko na datę premiery, może nigdy nie pojawić się na kinowych ekranach. Według ostatnich doniesień, firma Amazon zdecydowała się odłożyć go na półkę na czas nieokreślony, w obawie przez klęską finansową i wizerunkową. O zasadności takiego posunięcia z pewnością utwierdziły ich losy filmu, w którym zagrał inny (anty)bohater afery #MeToo, Kevin Spacey. „Billionaire Boys Club” mimo gwiazdorskiej obsady, w której znaleźli się m.in. Ansel Elgort i Taron Egerton, w weekend otwarcia zarobił symboliczne 126$, stając się tym samym najbardziej spektakularną klęską finansową wszech czasów.

Problemy z „A Rainy Day in New York” związane są jednak nie tylko z osobą reżysera, ale także fabułą filmu. Ten bowiem opowiada o romansie młodej (podobno około 15-letniej) aktorki ze znacznie starszym mężczyzną. Niezależnie od lekkości, ironii i humoru, tego rodzaju historia w czasach zdominowanych przez #MeToo po prostu nie może odnieść sukcesu. Zaangażowane w film gwiazdy, m.in. Selena Gomez, Elle Fanning i Timothée Chalamet, choć nie zmienią przeszłości i nie usuną swoich nazwisk z obsady, zdecydowały się przynajmniej symbolicznie ratować wizerunek, przekazując swoje gaże na rozmaite organizacje charytatywne zajmujące się pomocą osobom poszkodowanym w wyniku przestępstw seksualnych.

Sprawa jest jednak jeszcze bardziej skomplikowana, ponieważ stawia właściwie pod znakiem zapytania całą dalszą karierę Allena. Produkujący „A Rainy Day in New York” Amazon podpisał z reżyserem umowę na realizację pięciu filmów, a kontrowersyjny tytuł jest dopiero drugim na liście. I pomyśleć, że jeszcze do niedawna największym problemem, z jakim borykał się Allen przy okazji „A Rainy Day in New York”, był brak tytułowego deszczu.

Kaja Łuczyńska