Image
AGNIESZKA FIEJKA

Sądząc po tłumach w dolinkach podkrakowskich i ścieżkach rowerowych prowadzących do Tyńca, ostatnia niedziela kwietnia to doskonały termin na wycieczkę. Do listy atrakcyjnych destynacji położonych o rzut kamieniem od Krakowa, dołączyła w ten weekend także… stacja kosmiczna!

Mowa oczywiście o AlVeRnia Planet: powstającym na trasie pomiędzy Krakowem a Katowicami interaktywnym parku rozrywki, który otworzył swoje podwoje przed festiwalowiczami biorącymi udział w wydarzeniu „Spędź dzień w AlVeRnia Planet!”. Grupa śmiałków gotowa do zdobywania kosmosu spotkała się u stóp Wawelu by wyruszyć w kierunku jednego z najniezwyklejszych budynków w Polsce: zestawu trzynastu białych kopuł połączonych przeszklonymi korytarzami. Nawet stanowisko ochrony przy głównej bramie wjazdowej nawiązuje tu do klimatów nie z tego świata i mieści się w ogromnym hełmie kosmonauty. Wyjątkowa forma AlVeRnia Planet została zainspirowana scenografią z „Gwiezdnych wojen” i również w swoich wnętrzach odwołuje się do pozaziemskich klimatów. Króluje w nich jednak nie Han Solo, lecz krwiożerczy ksenomorf z „Obcego”, który wita gości już przy samym wejściu. Również w wystroju studia łatwo rozpoznać inspiracje stworzonym przez Hansa Gigera statkiem Nostromo, choć zostały one przełamane szeregiem geometrycznych motywów oraz… elfickim liternictwem.

Jak to zwykle w kosmosie bywa, podkrakowskie studio nie raz zmagało się z problemami i musiało dostosowywać się do nowych, wymagających warunków. Zbudowane przez Stanisława Tyczyńskiego w 2002 roku budynki, pierwotnie miały stanowić zaplecze dla radia RMF FM, jednak chwilowa utrata koncesji zaowocowała zmianą charakteru miejsca. Studio skoncentrowało się na przemyśle filmowym i zaczęło ściągać do siebie twórców z całego świata, którzy w komfortowych warunkach mogą pracować tu nad swoimi dziełami. Obecnie, zakupiona przez Grzegorza Hajdarowicza AlVeRnia Planet znajduje się w etapie przejściowym pomiędzy studiem filmowym, a wspomnianym parkiem rozrywki, który w 2021 roku zaprosi do siebie pierwszych zwiedzających.

Nasza offcamerowa wycieczka miała iście dekonstrukcyjny charakter, bowiem zwiedzając wnętrza podkrakowskiego studia, rozłożyliśmy film na czynniki pierwsze. Na pierwszy ogień poszedł obraz filmowy, a jego tajniki poznaliśmy zwiedzając kopułę K4 o imponującej powierzchni pozwalającej na zbudowanie nawet kilkupiętrowego budynku. Tę właściwość wykorzystał m.in. Jerzy Skolimowski tworząc tu finałową sekwencję swojego filmu „11 minut” (2015). Twórca „Essential Killing” (2010) nie jest jednak jedynym fanem podkrakowskiego studia – korzystał z niego chętnie także Wojciech Smarzowski, ceniący je przede wszystkim za spokój, ciszę i piękne okoliczności przyrody. Plany filmowe pojawiają się także pod kopułą numer 3, wyposażoną w gigantyczny blue box, pozwalający na wypełnienie filmu szeregiem śmiałych efektów specjalnych. Pamiętacie reklamę miasta Krakowa z udziałem Jerzego Stuhra, w której aktor spadał z Wieży Mariackiej, by zaraz potem unieść się w powietrze nad samym Rynkiem? To właśnie tu została stworzona!

Po obrazie, nadszedł czas na dźwięk, bowiem w Alwernii realizowane są także profesjonalne sesje nagraniowe dla topowych muzyków. Studio nagrań, wyposażone w reżyserkę z imponującym panelem przywołującym na myśl kadłuby kosmicznych statków, mogące pomieścić nawet orkiestrę do 110 osób, posiada także szereg udogodnień do tworzenia muzyki filmowej. Skorzystał z nich m.in. współpracownik Hansa Zimmera David Buckley, który w ubiegłym tygodniu nagrywał tu utwory do remaku filmu „Motylek” (1973).

Obraz i dźwięk złączyły się na powrót w trwałą audiowizualną całość dopiero w wielkim finale wycieczki, czyli pokazie filmu "Fits and Starts" Laury Terruso. Widzowie zasiedli w czerwonych, skórzanych fotelach umieszczonych w kopule K7, zwyczajowo służącej twórcom filmowym do ostatecznego łączenia treści wizualnych z wszelkiego rodzaju efektami dźwiękowymi. Trudno wyobrazić sobie doskonalsze warunki projekcji, a sam film, będący satyryczną komedią o nowojorskim środowisku artystycznym pozostawił widzów w doskonałym nastroju na resztę słonecznego dnia. – Dzisiejsza wizyta w Alwerni to bardzo ciekawe doświadczenie, nie jestem zawiedziona. Mój apetyt wręcz wzrósł i chciałabym zobaczyć, jak na co dzień wygląda praca w takim miejscu, którego skala robi wielkie wrażenie – powiedziała jedna z uczestniczek wycieczki. Rzeczywiście, my także czujemy, że poznaliśmy jedynie małą część tajemnic jakie skrywa w sobie AlVeRnia Planet. Jak będzie wyglądać w ostatecznej formie? Jakie atrakcje zaoferuje zwiedzającym? W jaki sposób wykorzysta technologie wirtualnej i rozszerzonej rzeczywistości? Musimy wykazać się cierpliwością, bowiem odpowiedzi na te pytania poznamy dopiero za trzy lata. Jedno jest jednak pewne - nie możemy doczekać się kolejnej wizyty w AlVeRnia Planet!

Kaja Łuczyńska, Jakub Hospod


fot. Agnieszka Fiejka